W ogrodach. O twórczości Krystyny Dyrdy-Kortyki

W wigilię 1 maja 2011 roku w przestrzeni utworzonej przez prawe ramię transeptu kościoła św. Wojciecha we Wrocławiu stanęła niezwykła kompozycja przestrzenna – siedem dwumetrowych świetlistych kolumn towarzyszących ósmej, której wewnętrzna jasność rozświetlała otaczającą ją twarz papieża Jana Pawła II.  Instalacja ta, którą autorka, Krystyna Dyrda-Kortyka nazwała „ Ogród pamięci” towarzyszyła chwilom, w których papież Benedykt XVI ogłosił błogosławionym swojego poprzednika, Jana Pawła II właśnie.

Pierwsza wersja instalacji „ Ogrodu pamięci” – wielkie tuby plexi oklejone włóknami lnu i wypełnione światłem – powstała po śmierci Jana Pawła II. W tym niezwykle intensywnym czasie owych siedem świetlnych obiektów rozjaśniających ciemności miało być niczym  siedem  zatrzymań, przypomnień i zastanowień nie tylko o tym, którego śmierć poruszyła świat, ale  o wszystkich odeszłych, o odchodzeniu i pamięci. Ale pierwszą inspiracją  był Dzień Światła, jaki wymyślił w liceum artystycznym ALA Maciej Stawiński, zapraszając pedagogów i uczniów do zorganizowania pokazu obiektów świetlnych 13 grudnia 2005 roku, w  poświęcony św. Łucji krótki grudniowy dzień, który tak szybko staje się nocą – na wzór krajów skandynawskich, gdzie  te ciemności rozjaśnia się pochodami świateł. Święta Łucja, patronka patrzenia, widzenia i dostrzegania od tamtego czasu patronuje też tym pokazom w ALI. Od początku bierze w nich udział Krystyna Dyrda-Kortyka. I właśnie wtedy wymyśliła pierwsze kolumny światła – prawie przezroczyste rulony plexi okleiła ażurową tkaniną z lnianej włókniny i podświetliła od wewnątrz. Z trzech, metrowych, rozrosły się do siedmiu, tak długich jak na to pozwala arkusz plexi – dwa metry i pięć centymetrów. I wtedy zyskały ten tytuł: „Ogród pamięci”.

Ogród  jest miejscem najbardziej bezpośredniego i najbardziej może intymnego kontaktu z kosmosem – poprzez naturę: rośliny, powietrze, światło, niebo. Tu można doznać najbardziej sensualnych i najbardziej mistycznych przeżyć. Tu przechodzi się od emocji ku energii. Tu odwieczny rytm życia prowadzi ku odwiecznym tajemnicom początku i końca, i sensu istnienia. Tu wreszcie piękno przyjmuje cielesną tożsamość, a jednocześnie pozostaje olśnieniem. Ogród – a wiedza o tym jest archetypiczna – to miejsce objawień. To ich od dawna, od początku, od pierwszych tkanin po ostatnie obiekty dotyczą kompozycje Krystyny, które poprzez znak, kolor, materię mówią o tym, co stanowi o krwioobiegu natury, o tym, w co jesteśmy wpisani i o tym, co jest wpisane w nas: transgresja; przekraczanie. Krystyna przekracza najpierw granice materialności i niematerialności, potem – granice profanum, które jest ciałem, materią sztuki i sacrum, które jest jej sztuki powietrzem, światłem i kolorem. W takiej kolejności. Jej twórczość bowiem dotyczy – dotyka tych obszarów, które znajdują się na granicy światów – zmysłowego i duchowego.

Oto „Znak” – w 2000 r.uhonorowany wyróżnieniem na IX Biennale Sztuki Sakralnej w Gorzowie Wlk – tkanina opada szarościami, jak zasłona, jak cisza, wokół centralnie wywołanej przez grę blasku, cienia i smug czerwieni sugestii krzyża – jak wstrzymanie oddechu.

Oto „Ciemny ogród VII”, utkany deszcz, oczyszczenie, sięganie nieba do ziemi.

Oto „Bez tytułu” odpowiedź po latach – w papierze czerpanym przestrzeń brązów nakryta błękitem i przedarta pionowym ażurem – słupem deszczu a może soli.

Oto „Ogród ciszy”, ze sznurka, juty i trawy – mandala o naturze, a poprzez nią o sensie istnienia, o przemijalności tkanej przemiennością.

Oto „Zima”, kolejny ogród, przykryty śniegiem pulpy papierowej, spod której przezierają pasma brązów i ugrów.

Oto niezwykle sugestywne i sensualne „Rytmy i znaki”, multiplikacja układu sznurka papierowego i papieru, układające się przed oczami niczym kompozycja na werble Steve’a Reicha, gdyby taką skomponował. A obok „Ulotna” – zjawa z lnu; duch tkaniny.

Zaczynała od tkania i kiedyś, oglądając jej tkaniny pomyślałam, że mogłaby to namalować. Potem, że gdyby to było malarstwo, to owe obrazy zostałyby pozbawione oddechu. Bowiem, przeplatając nici przez nici, przeplatała też powietrze i każdy dotyk palców. W jakiś tajemniczy sposób zostały wkomponowane w strukturę obrazu: ten ruch, ten namysł, ten miraż.

W naturalny sposób, pozostając wierna istocie tkaniny, w którymś momencie jako materię  sztuki wprowadziła rośliny, a potem powstały z nich papier. Początkowo preparowała go sama z rozmaitych surowców, bo przecież dotykalność stanowi jeden z podstawowych składników jej kompozycji, jeden z najważniejszych obrzędów jej sztuki.

Można powiedzieć, że papier to metamorficzność natury. A wełna, juta, sznurek służą do malowania i oddychania. Razem mówią o tym CO i mówią o tym JAK. Dla Krystyny niezmiernie ważne jest owo JAK. Bo przecież czemuś, co przewleka jedno przez drugie, barwi, w papierze zatapia, łączy, rozdziela, nawarstwia, multiplikuje, istnieje stymulowane nienazwanym impulsem, temu czemuś zostaje nadana widzialność, która ma coś opowiedzieć. A

Krystyna ma szczególnie trudne zadanie, bo opowiada o przeczuciach. Dlatego bardzo starannie dobiera i materiał, i materię, i kształt, i kolor, i rodzaj dotykalności. Poprzez znak, poprzez układ znaków, poprzez kolor, układ kolorów, rytm, światło, strukturę, poprzez te wszystkie ślady – tak właśnie jak poprzez dotykanie, poprzez oddychanie – ona prowadzi ku owym chwilom, które są próbą włączenia się w obieg świata, odczucia z nim łączności, a tym samym – zmierzenia się z tajemnicą jego istoty. Zachwyt jest tu początkiem namysłu i poprzez zachwyt, olśnienie, iluminację wstępuje się w przestrzeń myśli – skojarzeń, nazywań, zastanawiań, interpretacji.

Zaczynała od tkaniny, która co prawda nie była witrażem, ale poprzez sposób użycia  materii i koloru, sposób ich wzajemnego przez siebie przenikania  przypominały właśnie witraże z ich lśnieniem, mżeniem, natchnieniem, jednoczesnością konkretu i niedopowiedzenia. I od początku, jak witraże te tkaniny tęskniły do światła i przestrzeni, do oderwania się od ściany, do zaistnienia jako obiekt.  A kiedy Krystyna odkryła wiklinę – obiekt zszedł ze ściany, owinął się wokół siebie tworząc spiralny labirynt, rozpiął się jak wigwam, uleciał, zatrzymał w powietrzu niczym zjawa. Zjawiskowość jest cechą charakterystyczną wielu z jej obiektów, które są przecież materialne, sensualne w urodzie swojej formy, ale wydają się być odległe od spraw tego świata. „Wieża Babel”  utkana z wielu materii jak z wielu języków, „Piramidy” przewlekające przestrzeń przez bambus, sznurek, jutę i wiklinę; wiklinowe wiązki układające w powietrzu opowieści na wpół realne, niczym totemy, zaklęcia, przeczucia.

Przekraczanie granic to specjalność Krystyny. Splot tkacki daje możliwość reliefowego kształtowania powierzchni. Materia papieru czerpanego to też relief, relief struktur i faktur. Zamknięty geometrycznym kształtem obiekt mówi o proweniencji obrazu, przypomina, że te wyzywające kompozycje to swoiste malarstwo materii, którego tworzywem było najpierw giętkie włókno roślinne, tkane, przeplatane, przewlekane, a później to samo włókno zostało zamienione w pulpę, w powstałe z niej płachty. Więc – jest to czy nie jest – tkanina, obraz, obiekt? Przede wszystkim to zaproszenie do przejścia na drugą stronę, przez materię do niematerii. Od świata do poza-świata. Opowiada o tym w sposób szczególny i niezmiernie dla Krystyny symboliczny kompozycja „Refleksje sykstyńskie” – w gruboziarnistym, strukturalnym papierze czerpanym odciśnięty ślad fragmentu fresku Michała Anioła, tego, w którym palec Boga dotyka palca Adama. To relief przemieniający się w znak wodny – wizja dostrzegalna tylko na tle światła: tu jeszcze raz okazuje się jak podstawową, najważniejszą rolę w twórczości Krystyny odgrywa światło – stwórca i odtwórca. Światło i powietrze. Gdyby mogła to jej tworzywem stałaby się zorza, tęcza, błyskawica, oddech.

Zofia Gebhard • FORMAT • 2012